Ostatni dzień przed przyjazdem
dziewczynek właśnie dobiega końca. W szeregach pracowników kuchni, oprócz mnie
i Joe są same nowe osoby (Magda, która pracowała ze mną rok temu, z powodu
obrony przyleci dopiero za kilka dni), więc jutro czeka nas egzamin z tego, jak
sobie radzimy. Maryla i Ola są bardzo pracowite, dlatego jestem bardzo
pozytywnie nastawiona, a nowy sous chef – Pierce (zastępca głównego kucharza, Joe), jest
bardzo pomocny.
Zauważyłam, że z każdym przylotem
do USA coraz trudniej jest mi się przestawić na czas amerykański. Po 37
godzinach w podróży byłam bardzo zmęczona, ale kiedy Judy – dyrektorka obozu –
przyjechała po mnie do Hanoveru, cieszyłam się że czeka mnie jedynie 40 minut w
aucie i że w końcu będę na miejscu! Wpadłam do kuchni w porze lunchu,
wyściskałam się z Joe i dziewczynami, które przyleciały dosłownie kilka godzin
wcześniej. Dostałam nowej fali energii i zamiast odpoczywać, rzuciłam się w wir
pracy. Kiedy przyszedł wieczór usnęłam
jako pierwsza, za to rano wstałam jeszcze przed szóstą. Dzisiaj po raz pierwszy
zamierzamy nie kłaść się do łóżka od razu po prysznicu, za to pójdziemy do lasu
integrować się z tegorocznymi pracownikami.
W odróżnieniu od zeszłego lata
pogoda dopisuje, codziennie dziej się coś miłego. Drugiego dnia kierowniczka
campu zabrała nas na lody do Fat Bobs’a, a trzeciego nie musiałyśmy szykować
kolacji, ponieważ całym obozem wybrałyśmy się na pizzę do Hanoveru. Na miejsce
dojeżdżaliśmy kilkuosobowymi autami, ponieważ w okolicy restauracji nie było
miejsca na duże busy. W moim samochodzie siedziało 7 dziewczyn i było tak, jak
w amerykańskim filmie – śpiewałyśmy piosenki, żartowałyśmy i… obgadywałyśmy
inne dziewczyny.
Wspominałam już o tym bardzo
dawno temu, ale chyba warto powtórzyć, że Amerykanie bardzo różnią się od nas,
Polaków i moim zdaniem dużo trudniej jest znaleźć tutaj prawdziwych przyjaciół.
Bardzo rzadko ludzie używają słowa kolega, za to każdy znajomy to „friend”.
Ilość znajomych ciągnie się w nieskończoność, trzeba być tylko bardzo uważnym,
żeby odróżnić tych bardziej wartościowych. W tym roku mam proste podejście do
sprawy – dużo się uśmiecham, rozmawiam z każdym kto się nawinie, ćwiczę
angielski i nie przejmuję się, co sobie inni o mnie pomyślą. Bardzo dużo
opiekunek do dzieci to młodziutkie dziewczyny, które same jeszcze niedawno
przyjeżdżały tu na obozy.
Tęskniłam za piciem kawy na
werandzie z cudowny widokiem na góry i jezioro. Wczoraj i dzisiaj udało mi się
popływać, złapałam nawet pierwsze promyki słońca. Po całym dniu pracy
ukradłyśmy z kuchni truskawki w gorzkiej czekoladzie i zajadałyśmy się nimi w
zaciszu naszego domku.
Staff 2014