Od czasów gimnazjum kochałam się w powieściach Nicolasa
Sparksa. W jego książkach bardzo często spotykamy prostych ludzi cieszących się
życiem, pielęgnujących małe codzienne rytuały, szukających w życiu miłości i
cieszących się chwilą. Bardzo długo myślałam, że to tylko artystyczny wymysł,
nierealny świat, który nie istnieje w rzeczywistości. Tak było, dopóki nie
poznałam Jimmy’ego.
Jimmy ma sześćdziesiąt lat i pracuje na naszym obozie, jako
złota rączka. Umie naprawić dosłownie wszystko, zaczynając od wirówki do sałaty,
kończąc na wymianie armatury łazienkowej. Poznałam go rok temu, na moim
pierwszym roku w Merriwood. Mama Jamesa była Polką i pozostawiła po sobie
pamiątki w postaci polskich czasopism. Magda czytała je po polsku, ja po
angielsku, a Jimmy nagrywał nas na kamerę. Było to dosłownie kilka godzin przed
naszym wyjazdem z campu. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że Jimmy od
urodzenia mieszka w okolicach, a jako dziecko odkrywał otaczające nas strony. Zaczął
się pytać, czy byłyśmy w górach i czy zwiedzałyśmy dokładniej lasy. Odpowiedź
była prosta, chociaż nie chciałyśmy przyznać się Jamesowi – byłyśmy zbyt zajęte
imprezowaniem. Obiecał nam, że jeżeli wrócimy, to z pewnością zabierze nas w jedno
z jego ulubionych miejsc. Dżentelmeni zawsze dotrzymują danego słowa.
Wczoraj po lunchu miałyśmy przerwę od 13 do 16:30. Jim
zaczekał, aż zjemy, upewnił się, że każda z nas ma butelkę wody i zabrał nas na
szlak. Pokazywał nam „rock piles” [ang. stosy kamieni], które powstrzymywały
bydło przed ucieczką z pastwisk, fundamenty starych domów i ślady zwierząt.
Trudno było uwierzyć, że wieki temu w miejscu, gdzie dla mnie znajdował się las
i parę kamieni, znajdowały się wioski, pola i łąki.
Nasz cel znajdował się w połowie drogi na szczy Mt. Cube. Góra jest częścią szlaku Appalachian, który
ma 3,5 tys. km. Trasa nie była bardzo wymagająca, zajęła nam jedynie 45 minut w
jedną stronę. Jim powiedział nam, że jesteśmy na miejscu, ale wokół nas były
jedynie krzaki. Kiedy tylko pokonaliśmy tą przeszkodę, zobaczyłyśmy fantastyczny
wodospad, który miał co najmniej 10 metrów wysokości. Mimo stromego zejścia,
śliskich skał i zimnej wody
przebiegliśmy na drugą stronę. Widoki były przepiękne, a czekolada, którą
podarował nam Jim na koniec, dodała energii na drogę powrotną.
Jimmy jest cudowny, kochany! Cały czas jest w biegu, nie
zwalnia tempa. Jest miły i pracowity. Ma czworo dzieci, w wolnych chwilach piecze
ciasta i szanuje otaczających go ludzi. Nigdy nie widziałam go w złym humorze, zna
mnóstwo opowieści i uczy innych jak cieszyć się życiem.
Przypadkowe spotkanie? Tutaj każdy zna każdego |
Jeżyny prosto z krzaczka. |
Czas pokonać zarośla. |
Zimno! |
Magda, Ola, Jess, Maryla |
Życzę sobie i innym, by spotykać więcej ludzi pokroju Jimmy’ego
H. :) Jimmy, You made my day!