Od ponad tygodnia nie mogłam się zebrać, aby napisać notkę podsumowującą mój pobyt na campie. Rok temu wyjeżdżając z Merriwood czułam niesamowity smutek i chciałam jak najszybciej wrócić do naszej obskurnej kabiny :). W tym roku priorytety się zmieniły i nie mogłam się doczekać, żeby ruszyć w świat.
Ostatni dzień na obozie był bardzo zabawny i wykorzystałyśmy go z dziewczynami jak tylko się dało. Od razu po śniadaniu przebrałyśmy się w sportowe ciuchy i spędziłyśmy trochę czasu z Markiem, młodszym dyrektorem ośrodka, w którym pracowałyśmy.
Jessica, Magda, Maryla |
Ścianka wspinaczkowa była w Merriwood od zawsze, ale my dopiero przed samym wyjazdem znalazłyśmy czas, żeby sprawdzić swoje umiejętności. Wszystkie byłyśmy przerażone. Śmiałyśmy się, że ośmioletnie dzieci radzą sobie pewnie lepiej od nas. W krótkim czasie okazało się, że dałyśmy sobie całkiem nieźle radę.
Jedyna droga na dół - zip line. Zmuszenie się do skoku wymagało odrobiny samozaparcia, ale zjazd na linie to zdecydowanie mój ulubiony moment.
Zakończmy to po amerykańsku, jazda na pace! |
Magda poszła rozmawiać ze swoimi rodzicami, Maryla, Ola i ja przebrałyśmy się w stroje kąpielowe i pobiegłyśmy na kolejne spotkanie z Markiem. Tubing time!
Po kolacji zrobiłyśmy sobie ostatnie zdjęcie w walk-in'ie, naszej ogromnej lodówce. Nadszedł też czas na dopakowanie walizek. Przed zachodem słońca popłynęliśmy w krótki rejs z Joe, Markiem i Sue. Ostatni kieliszek wina, rozmowy o planach na przyszłość i podsumowanie wakacji. Jeżeli ktokolwiek, kiedykolwiek zastanawia się, czy warto brać udział w takich programach, bez wahania odpowiadam, że tak. Nie zawsze jest pięknie, łatwo i przyjemnie. Nie ma sensu wmawiać sobie, że wszystko będzie idealne. Bardzo często wystawiamy samych siebie na próby i dochodzimy do wewnętrznych kompromisów. Nic jednak nie zastąpi niesamowitych przygód, całej masy wspomnień, poznawania nowych ludzi, obcowania z nowym językiem i poznawania amerykańskiej kultury.
Pozdrawiam, Jessica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz