poniedziałek, 21 grudnia 2009

Przemyślenia

Zdziwieni, że tak szybko piszę? Hej, z okazji tego, że mam wolne postanowiłam wstawić nowy post.


Moje oczekiwania względem tego wyjazdu były nieco inne. Nie wiem jeszcze, czy gorsze czy lepsze. Wydawało mi się, że będzie więcej innych uczniów z wymiany, że w ten sposób naprawdę poznam ludzi z całego świata. Ale chociaż jestem jedyną uczennicą z wymiany z okolicy, mam koleżanki z Kuby, Ekwadoru, Meksyku, kilka dziewczyna ma babcie mówiące po Polsku, jeszcze inni przyjechali z Irlandii, czy ich rodzice są Niemcami. Stany Zjednoczone to zbiór strasznie wielu narodowości. Jeżeli dobrze szukacie możecie znaleźć cząstkę każdej kultury z całego świata, nawet na Waszym osiedlu. Ja np. kilka domów dalej mam Niemkę. Oprócz tego wydawało mi się, że będę trochę bardziej imprezować wychodzić z dziewczynami na zakupy, czy chodzić na szkolne imprezy. No w jeżeli chodzi o szkolne imprezy, to póki co opuszczam tylko mecze, ale nie ubolewam jakoś z tego powodu. Jeżeli chodzi o zabawy z muzyką, to mogłabym iść jeszcze na zabawę RTC (armia), ale nie ma takiej opcji, bo to by oznaczało randkę z Russelem, a na samą myśl aż mnie ściska. Nigdy, przenigdy! Na koniec jest Prom, ale to tylko bal dla ostatniej klasy, przynajmniej w mojej szkole, więc nie mam szansy żeby pójść. Raczej żaden dwunasto - klasista mnie nie zaprosi. Jeżeli chodzi o zakupy, to uwielbiam chodzić na nie z mamą (widzę Wasze zaskoczone miny, ale moja mama naprawdę nadaje się do tego jak nikt inny), lub Kasią. No i na koniec najważniejszy punkt! Jestem raczej spokojnym człekiem, który lubi się rozsiąść w domu przed telewizorem, bądź na łóżku pod kocem z książką. Żadna wymiana, żaden kontynent tego nie zmieni. Nie czuję się dobrze towarzystwie masy ludzi, więc teraz już wiecie, dlaczego za dużo się tu nie dzieje. Oczekiwałam dobrej znajomości języka angielskiego. Jestem tu już cztery miesiące (a dokładniej jutro), zaczynam mówić płynnie, zwłaszcza w domu nadaję jak najęta. Mam jednak świadomość, że przez mój akcent ludzie mają czasem problem żeby mnie zrozumieć. Czekam, aż to się w końcu zacznie zmieniać. Jednak ludzie z którymi rozmawiam na co dzień nauczyli się mnie rozumieć, i nawet Rebecca zaczyna czasem tłumaczyć nowopoznanym co mam na myśli. Poznałam już wielu ludzi, ale z nikim się jeszcze tak naprawdę nie zaprzyjaźniłam. Wydaję mi się, że nie ma w tym nic złego, bo w końcu nie znam ich jeszcze za dobrze, ale to się w końcu może zmienić. Mimo, że mam wiele koleżanek i kolegów, czuję się czasem samotna. Nie wiedziałam, że tęsknota będzie aż tak olbrzymia. Mimo tego wszystkiego naprawdę cieszę się tym wyjazdem i mimo wszystko nie chciałabym jeszcze wracać! To co tu przeżywam, to moje! Już zawszę będę pamiętać te dziesięć miesięcy, które spędziłam w gronie bliskich mi już ludzi (tym razem mowa o host rodzinie, która całym sercem stara mi się pomóc poczuć się jak w domu). Wiem jak bardzo samodzielną i odpowiedzialną osobą jestem. Codziennie sobie powtarzam „musisz być silna”. I jestem. Przed wyjazdem oczekiwałam niezapomnianej przygody i wszystko wskazuje na to, że właśnie ją otrzymałam :).


Święta. Na początku trochę się załamałam. Nie obchodzą Wigilii, pierwszy dzień świąt spędzę z restauracji… Ale, zawsze szukaj pozytywnej strony! Tak, spędzę w restauracji, ale to podobno piękne i miłe miejsce z wyśmienitym jedzeniem, a to oznacza, ze nie będę musiała udawać że jadłam niesmaczne potrawy Glendy. Na dodatek będzie bardzo elegancko, przeżyję coś zupełnie innego. Nie będzie też świątecznego śniadanka, ale to akurat dobrze dla mojej, i tak już błagającej o pomoc, figury. To jest po prostu dramat, ale w tym domu nie da się nie jeść. A wyobraźcie sobie, że nie ma wieczoru kiedy nikt nie je chipsów, popcornu, bądź lodów. Aż się boję, co to będzie kiedy wrócę do Polski. Staram się ograniczać, ale systematycznie co jakiś czas się poddaję.


Tutaj święta oznaczają przede wszystkim prezenty! Już 25 grudnia prawdopodobnie o siódmej rano będę otwierać wszystkie paczki. Czekam tylko, aż ta najważniejsza, z Polski, przyleci do mnie! Powinna być już w czwartek/piątek, ale wiem że są święta, więc mogło być opóźnienie. No i jeżeli samolot leciał najpierw do Nowego Jorku, to tam teraz chyba pada śnieg, więc stąd to opóźnienie. Mam nadzieję że to co wysłała mi mama się nie zepsuje, a jeżeli wysłała to o czym myślę, to może być ciężko!




Wczoraj byłam pierwszy raz w kościele. Wiem, że nie powinnam się przyznawać, bo to w końcu już cztery miesiące, ale moja rodzina nie chodzi do kościoła i jakoś się na mnie przerzuciło. Wybrałam mały kościółek, msza dla młodzieży. Spotkałam dwóch chłopaków ze szkoły, atmosfera była trochę inna niż w Polsce. Główne różnice? No więc kiedy weszłam do środka, wydawało mi się że pomyliłam wejścia. Po prawej stronie ławka i kwiaty, obok stół, ludzie rozmawiają ze sobą, po lewej zaś biura. W środku oczywiście ludzie rozmawiający ze sobą. Poszłam za kobietą, której ministrant otworzył drzwi, jakieś trzy metry dalej, ale były ukryte za kwiatami, więc ich nie widziałam. A w środku… Pomieszczenie wielkości czterech klas z mojej szkoły, czyli w porównaniu do mojego kościoła z Wrocławia naprawdę minimalistyczne. Wygodne krzesła z poduszką na siedzeniu i oparciu, z miejscem na śpiewniki po boku. Śpiewniki to za mało powiedziane. Przed mszą miałam jakieś pięć minut, więc poczytałam tam sobie i były tam modlitwy, odpowiedzi na kwestie mówione księdza i pieśni, a nawet psalmy. Przypominało mi to większą formę mojej książeczki do Komunii. Nie było klęcznika i jak się później okazało, nie potrzebowaliśmy go, bo nikt z wyjątkiem dwóch chłopaków nie klęczał. Kiedy zbierali pieniądze na tacę, jeden chłopiec stał z jednej strony krzeseł, drugi z drugiej i podawali kolejnym rzędom, aby każdy mógł wziąć koszyczek, dać coś od siebie i przekazać sąsiadowi. Następnie wrzucili wszystko do jednego kosza i dziękowali za te pieniądze razem z innymi darami. Kiedy dziękowaliśmy za dary, wszyscy podnieśli ręce do góry razem z księdzem. Jeżeli chodzi o komunię, to ksiądz dał najpierw trzem osobom (do ręki), a potem one pomogły mu rozdawać komunię. W tym dwie kobiety trzymały kielichy z winem i każdy, nawet dzieci, mógł spróbować. Zapomniałam napisać o przekazywaniu sobie znaku pokoju. Zdziwiłam się, ale małżeństwa dawały sobie krótki pocałunek, babcia objęła swojego wnuka i zaczęła z nim rozmawiać. Jeżeli ktoś był za daleko, żeby uścisnąć mu dłoń ludzie posyłali sobie znak pokoju jaki używali hipisi. Ogólnie trwało to trochę dłużej niż w PL. 


Kończę już, na koniec dodam tylko, że znalazłam aparat, zegarek i trampka. Mam nieznośną tendencję do gubienia WSZYSTKIEGO. Moja noga też ma się dobrze, bo już prawię nie kuleję. Właściwie gdyby nie to, że trochę za szybko drętwieje i trochę boli jak zginam, to nie wiedziałabym, że coś mi jest.


Pozdrawiam i życzę smacznego jajka! No dobra… Miałam na myśli karpia ^^ :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz również:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...