Padło pytanie, dlaczego moja podróż ma trwać aż 27 godzin. Zanim wsiądę do samolotu spędzę 5 i pół godziny w samochodzie, potem 2 bezczynne godziny na odprawę, potem dwugodzinny lot i znowu czekanie na lotnisku. W Atlancie będę musiała czekać aż cztery i pół godziny! Moja cierpliwość będzie poddana próbie, ale cieszę się, że potem już tylko godzina i trzydzieści minut i jestem na miejscu!
Dostałam wiadomość od koordynatora (Carl Murphy, nie Eddy Katarzyno!)i będzie na mnie czekał z moją rodzinką goszczącą. Moja fundacja i koordynator wysłali mi bardzo fajne listy, w których pisali, że nigdy nie będę sama i w razie czego mogę na nich polegać. Wiem, że póki co to tylko gadanie (a raczej pisanie), ale i tak miło się czyta coś takiego :).
A teraz Berlin!
Na zmianę jadłam, piłam, ewentualnie chodziłam od restauracji do restauracji...
Mi podobało się robienie zakupów. Mój tata cieszył się, że mnie widzi, a mama...
Mama była mniej wymagająca i zachwycała się małym, podręcznym, nie elektronicznym odkurzaczem. Możecie tocudo podziwiać poniżej ^^.
Pierwszego dnia zjedliśmy na śniadanie same słodkości. Specjalnie wybrałam amerykańskie ciasteczko (to nadgryzione).
Trochę zabytków.
Parlament
Fani Michaela Jacksona! Poznajecie ten hotel?!
Moja ulubiona budowla na Kudammie!(A przy okazji moja mama)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz