wtorek, 8 lipca 2014

Kolejna przygoda

Powiedzmy sobie szczerze - auta, którymi jeździmy na campie do najbezpieczniejszych się nie zaliczają. Wczoraj nasza wycieczka do Plymouth to była jedna wielka porażka, dobrze że mamy dystans do siebie i potrafimy się śmiać z małych przygód :).
Rozpoczęło się od magicznego zachodu słońca, czasem mam wrażenie że jestem w najpiękniejszym miejscu na świecie, zdjęcie bez obróbki graficznej!
Kiedy tylko wyjechałyśmy z terenu obozu zaczęło kropić, już po kilku minutach widziałyśmy, że przed nami się błyska. Magda, która prowadziła kazała nam otworzyć okna i próbować uruchomić nawiew. Wspomnę tylko, że aby to zrobić musiałyśmy sobie świecić ledową żarówką, ponieważ w aucie nie podświetlały się żadne kontrolki, w tym nie wiedziałyśmy nawet z jaką prędkością jedziemy. Nawiew nigdy nie zaczął działać, za to co chwilę przecierałyśmy przednią szybę chusteczkami. Na niewiele się to zdało, szyby nie wiadomo dlaczego były tłuste i tylko rozmazywałyśmy ją od wewnątrz. Najlepszym rozwiązaniem było podjechanie na stację, na chwilę zamieniłyśmy się z Magdą za kierownicą, prowadziłam trzymając się kurczowo podwójnej ciągłej, którą widziałam na odległość jednego metra. Dziewczyny siedzące z tyłu, które zerkały przez boczne okna, naprowadzały mnie na pas, tak zestresowane to jeszcze nigdy tutaj nie byłyśmy. Udało nam się dojechać, Magda i ja tankowałyśmy, a Maryla i Ola czyściły szyby. Żeby było jeszcze zabawniej, kiedy po 40 minutach dojechałyśmy na miejsce okazało się, że tego dnia bar jest akurat zamknięty. Brawo dla nas! Nie tracąc ducha poszłyśmy na wieczorny spacer po mieście, przestało już padać, powietrze pachniało ozonem i było przyjemnie ciepło. 



Kiedy już dojechałyśmy na miejsce 10 minut męczyłyśmy się, żeby wyłączyć światła w samochodzie.


  

1 komentarz:

Zobacz również:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...