poniedziałek, 28 lipca 2014

Połowa campa za nami.

Czas leci nieubłaganie i wykorzystuję deszczowy dzień na wpis w mojej internetowej przestrzeni. Nie mam ani czasu, ani ochoty na przesiadywanie na komputerze kiedy pogoda dopisuje, a kiedy już to robię, jestem zajęta nadrabianiem kontaktu z najbliższymi mi ludźmi.
Na początek pochwalę się moim przyjacielem, Russellem, którego niektórzy z Was pewnie pamiętają z pierwszego bloga my-ten-months (pozdrawiam ciocię Anię i Agatę ;- ). W ostatni piątek ukończył trzytygodniowy kurs spadochroniarstwa w US Army Airborne School, Fort Benning, GA. To naprawdę wielkie osiągnięcie, wymagające intensywnego treningu i samozaparcia. Jestem z niego bardzo dumna, fajnie mieć wokół siebie ludzi z pasją, bo to właśnie oni nakręcają nas do dalszego działania. 

W ostatni weekend zakończyliśmy pierwszy turnus obozu i rozpoczęliśmy drugi - ostatni. Tak samo jak rok temu uczciliśmy to dniem rodziców, co oznacza że do obozowiczek mogły przyjechać ich rodziny i przyjaciele. Mieliśmy do wykarmienia 500 osób, ale ponieważ mamy świetnego szefa i jego zastępcę, przygotowania nie były aż tak drastyczne ;-).
Maryla nad zlewem sałaty.




Magda i Maryla czczą Polską flagę!



10 minut przerwy, trzeba je jak najlepiej wykorzystać :)
Wyjazd na campa to zawsze niezapomniane historie, fantastyczni ludzie, odkrywanie siebie i świata od nowa. Trzeba się przyzwyczaić do nowych (nie najlepszych) warunków, pracować czy się tego chce, czy nie, nauczyć się gospodarować czasem i pieniędzmi, ale to jedne z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Wakacje to zawsze niezapomniany okres, a ja mam przed sobą jeszcze dwa miesiące zabawy połączonej z odrobiną pracy.   

Pozdrowienia od naszej czwórki!
Maryla, Jessica, Magda, Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz również:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...