W piątek jednak musiałyśmy się bardzo napracować, ponieważ był pożegnalny bankiet. Dziewczynki ubrały sukienki, sala była pięknie przystrojona, a kitchen staff musiało pracować od siódmej rano do dwudziestej wieczorem. W ciągu dnia miałyśmy tylko półtorej godziny przerwy, ale efekt końcowy był warty naszej ciężkiej pracy.
Najbardziej napracowały się opiekunki dzieci, które przez kilka dni z rzędu siedziały do pierwszej w nocy i szykowały ozdoby na tą okazję. Efekt końcowy możecie podziwiać na zdjęciach, ale uprzedzam, że Amerykanie wszystko robią z rozmachem, dlatego nawet ostatnia kolacja dla obozowiczek musiała być zapięta na ostatni guzik.
My w kuchni, po bardzo aktywnej nocy wciąż tętniłyśmy życiem :).
Czas na szybki lunch.
A po posiłku coraz większe zmiany na sali.
Tak będą wyglądać przyszłoroczne nr stolików. W ubiegłym roku tematem przewodnim była dżungla, więc na stołach były kapelusze i lornetki. Przyszły rok opanują łakocie :)
Każdy został przydzielony do konkretnego miejsca.
Nie mogło też zabraknąć nagród. Całość trwała 3 godziny.
Dziś o 16 przyjechała grupa dziewczyn, które będą u nas trenować piłkę nożną, a wyjeżdżają w czwartek po meczu. Śmiesznie szykować posiłek dla 40 osób, kiedy wcześniej trzeba było obsłużyć 190 osób. Bułka z masłem!
Pozdrawiam,
Dżesika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz